#58 WSZYSCY MAMY PODWÓJNĄ NATURĘ | TRZY MROCZNE KORONY

W królewskim rodzie rządzącym wyspą Fennbirn rodzą się trojaczki – dziewczynki. Jako sześciolatki zostają rozdzielone i są wychowywane w różnych rodzinach zgodnie z mocą, jaką otrzymały. Każda ma takie samo prawo do korony, ale królową może zostać tylko jedna. Siostry muszą zatem walczyć o władzę. Zwycięstwo jednej oznacza śmierć dwóch pozostałych.

- opis z lubimyczytać


Każdy dar jest jednocześnie jasny i mroczny.


Cóż mogłabym rzecz o Trzech mrocznych koronach? Promocja książki zdecydowanie zachęciła mnie, a także setki innych czytelników, do jej zakupu. Dzięki akcji zorganizowanej przez Moondrive, mieliśmy okazję nie tylko dostać pięknie wydaną lekturę, ale także kilka świetnych dodatków. No dobrze, ale jak to się przekłada na jakość fabuły?

Muszę zacząć od tego, że pomysł jest naprawdę ciekawy, oryginalny, właściwie raczej niespotykany. Poznajemy tu zupełnie inny świat, tajemniczą wyspę, rządzącą się swoimi prawami. I jak wiadomo, ktoś taką wyspą musi rządzić - ktoś niesamowicie silny, wręcz niepokonany. Do wyboru mamy trzy młode, przyszłe królowe - Kathrine Trucicielkę, Mirabellę Panią Żywiołów oraz Arsinoe Panią Natury. Rozpoczyna się przygotowanie młodych dam do objęcia tronu i... zabicia pozostałych sióstr. Bo jak możemy się spodziewać, tylko jedna z nich może przeżyć i zasiąść na tronie.

Pierwszy plus przyznaję za kreację głównych bohaterek. To trzy różniące się od siebie postacie, każda ze swoimi indywidualnymi cechami, co nadaje odpowiedni charakter całej powieści. I co również sprawia, że nastawiamy się do nich w konkretny sposób. W moim przypadku, dwie z sióstr - Kathrine (pomimo tego, że była trochę niczym ciepła klucha) oraz Arsinoe zyskały moją sympatię. Niestety, jeśli chodzi o Mirabellę (zawsze gdy czytam jej imię, widzę przed oczami mirabelki), nie mogę powiedzieć tego samego, a wszystko przez jeden wątek, który niesamowicie działał mi na nerwy. 

W książce pojawia się także wiele innych bohaterów, którzy tak naprawdę mają tam więcej do powiedzenia, niż trzy królowe, co uważam akurat za plus, bo nadają tej historii tempa, tajemniczości, dreszczyku. I szczerze mówiąc, do niektórych z nich przywiązałam się bardziej, niż do głównych bohaterek. 

Drugi plus muszę tutaj przyznać za ogólny pomysł na fabułę. Tak jak wspomniałam na początku, jest to coś oryginalnego. Akcja toczy się w odpowiednim tempie, ale ani nie zanudza, ani nie przywołuje zawrotów głowy. Jest oczywiście kilka kwestii, na których wyjaśnienie musimy poczekać, ale to też dobrze, bo dzięki temu z większą chęcią sięgnę po drugi tom. 

Kolejnego plusa książka otrzymuje za zakończenie. Choćby nie wiem jak nędzna dla kogoś byłaby reszta książki, zakończenie zaskakuje. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nie wydaje mi się też, żeby wcześniej pojawiały się przesłanki, które mogłyby świadczyć o tym, co się stało, chociaż może się mylę i po prostu ich nie wyłapałam. Tak czy inaczej, ostatnie strony książki naprawdę wywarły na mnie wrażenie. 

Całej powieści odejmuję tylko jeden punkt, za wątek, który tak mi podziałał na nerwy, że w pewnym momencie miałam ochotę rzucić książkę w dalekie zakamarki mojego pokoju i nigdy więcej o niej nie myśleć. Naprawdę, gdyby nie sytuacja, w której udział brali Mirabelka i jeden z męskich bohaterów - Joseph (tak mi się wydaje, mam słabą pamięć do imion) całość oceniałabym jeszcze lepiej. 

Na zakończenie mogę tylko napisać, że polecam Ci, drogi Czytelniku, Trzy mroczne korony, ale tylko jeśli naprawdę nie masz nic lepszego pod ręką do czytania, albo zaliczasz się do grupy wiekowej nastolatków. Bo tak, książka jest dobra, oryginalna, wciągająca, ale czasami miałam wrażenie, że jeszcze bardziej zachwycona byłabym, gdybym miała te kilka lat mniej. W każdym bądź razie, czytaj, jeśliś ciekaw! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 DOMI READS , Blogger